Beksińscy i inne dobre książki 2014 roku

To był bardzo dobry rok dla książek. „Ukazało się co najmniej dziesięć książek znakomitych, drugie tyle całkiem niezłych i pewnie trzy razy tyle godnych uwagi z najróżniejszych powodów. Wyraźnie dominowały dzieła z zakresu prozy artystycznej, konkretnie – powieść; gatunek, który, jak się okazuje, nie tylko zachowuje swoją żywotność, ale i zdradza potencjał rozwojowy” – czytam na stronie Instytutu Książki. Oto mój subiektywny ranking.

Beksińscy. Portret podwójny” Magdalena Grzebałkowska, Znak, Kraków

Przenikliwa, smutna, szczera. Portret ojca i syna. Gdzieś w cieniu, żona i matka. To nie jest opowieść o karierze malarza, ani o talencie jego syna, którego audycji w radiowej Trójce słuchało tysiące fanów. To portret rodzinny o dziwactwach, lękach, niepogodzeniu, niezgodzie na życie. Ale też o niezwykłej erudycji, wrażliwości. Obrazy, fotografie, zapis z dziennika fonicznego jaki prowadził Zdzisław Beksiński, listy, rozmowy ze znajomymi i przyjaciółmi obojga - wszystko to, do czego udało się Magdalenie Grzebałkowskiej dotrzeć jest zestawione precyzyjnie, w punkt. „Ohydne są psy, dzieci i kobiety w ciąży” – mówił Zdzisław Beksiński. Nie znosi słowa matka ani samego macierzyństwa. Syn robi listę rzeczy, których nienawidzi. Na pierwszym miejscu są babsztyle, zaraz potem ciepła cola.  Wielbi swoją Nadkobietę.  Przedostatnia fotografia w książce - Zdzisław Beksiński siedzi na płycie rodzinnego grobowca, przekornie wnosi jeden palec do góry. Ostatnia fotografia - młody Tomasz Beksiński stoi oparty o rodzinny grobowiec na którym stoi butelka wina. Nawet nie znając losów rodziny Beksińskich, w książce niemal od początku towarzyszy nam temat śmierci. Tomasz Beksiński wychodzi bez szwanku z katastrofy lotniczej, choć pragnął śmierci. Osiem razy próbuje się zabić. Uparty. W końcu udaje mu się w wigilię 1999r.  Sześć lat później Zdzisław Beksiński umiera w swoim domu. Dwadzieścia ciosów zadaje mu syn znajomych, którym Beksiński pomaga. Wykonują u niego w domu drobne prace. Makabryczna, niezawiniona śmierć. To książka o trudnej miłości ojca do syna. O tym, że tak naprawdę w najtrudniejszych momentach życia jesteśmy sami i nic nie jest w stanie tego zmienić. „Nieodgadnionych Beksińskich, ojca i syna, spotkało po śmierci coś wspaniałego. Otóż Magdalena Grzebałkowska napisała o nich wielką, głęboką i brawurową książkę reporterską” - zrecenzował Mariusz Szczygieł. Ważna książka.

„Szum” Magdalena Tulli, Znak, Kraków

Narratorką książki jest dziewczynka, którą poznajemy jako dorosłą kobietę. Jest głęboko zanurzona w przeszłości rodziny, cierpi. Żyje w cieniu matki i jej siostry. Obie przeszły przez piekło obozów koncentracyjnych. Są nimi naznaczone. Ukrywają to. Otoczenie o tym nie wie, nie ma o tym pojęcia też dziecko. Potem automatycznie córka dziedziczy traumę matki nie mając o tym pojęcia. Ocalenie znajduje dopiero w swojej własnej rodzinie, próbuje odciąć się od toksycznych relacji z matką, wyjść z roli ofiary, przetrwać wszystko co niewypowiedziane, trudne, bolesne, co pulsuje gdzieś podskórnie we wnętrzu rodziny. „Szum” to kontynuacja wcześniejszej książki Tulii - „Włoskie szpilki”, gdzie ta sama  dziewczynka jest rozdarta, żyje pomiędzy dwoma domami. Dom jej matki więźniarki Auschwitz jest zimny, wszystko tu musi rozgrywać się bez pokazywania uczuć. Zaglądamy do świata szarej PRL-owskiej Polski, widzimy antysemicką nagonkę 68 r. i odnajdujemy wreszcie włoską rodzinę ojca dziewczynki mieszkającą w Mediolanie. Tulli  przenikliwie portretuje niekochane dziecko i matkę, która nie jest zdolna do miłości. Córka obwinia się zawsze o zło, które dotyka ją i jej rodzinę. To, co ją gnębi, to „czarna chmura”, jej rodzinna przeszłość. „Szum” wdziera się jeszcze głębiej, penetrując ludzie lęki, agresję. Mówi o próbie wybaczenia, pojednania. Dziecko broni się przez cały czas tworząc w swojej wyobraźni lisa - pomocnika, który na rozładować dziecięce nierozumiane przez nikogo emocje, objaśnić jej świat dorosłych. Telefony do zmarłych, lis pojawiający się dziewczynce, to metafory które mają pomóc zapanować nad trudną przeszłością. Książkę Tuli czyta się ze ściśniętym gardłem.

„Moja walka. Powieść 1” Karl Ove Knausgard, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie, Kraków

Sześć tomów autobiograficznej powieści. Wiosną 2015 r. w polskich księgarniach pojawi się drugi tom. „Pisanie zakłada odcięcie się. Człowiek musi być sam. (…) Przez pięć lat próbowałem napisać powieść o życiu i śmierci mojego ojca, świetnie funkcjonującego nauczyciela, który w wieku czterdziestu lat nagle się rozwiódł, zmienił styl życia i zaczął pić” - powiedział autor. Książkę czyta się tak, że trudno się od niej oderwać. Szczera. Karl Ove Knausgard opisuje swoje życie toczące się w cieniu despotycznego ojca.  Mierząc się z przeszłością walczy też ze sobą. Zanurzony w codzienności, przygląda się swojemu życiu, konfrontuje się z rolą męża, ojca i pisarza. Książka wzbudziła w Norwegii wiele kontrowersji. W norweskich firmach wisiały komunikaty, że zabrania się rozmawiania na temat „Mojej walki” w czasie pracy. Prawa do wydania książki zakupiło dziewiętnaście krajów. Jest literacką sensacją 2014 roku.

„Słuch absolutny. Andrzej Szczeklik w rozmowie z Jerzym Ilgiem” Znak, Kraków

Niezwykły wywiad - rzeka. Jerzy Ilg przyznaje, że namówienie profesora do rozmowy zajęło mu kilka lat. Wyjątkowy człowiek, profesor, lekarz, humanista, przyjaciel. Czytałam jego wcześniejsze książki, ale kameralne rozmowy Jerzego Ilga z profesorem uświadomiły mi, jak wielkim cieszył się autorytetem. Jak na to wszystko co robił zawodowo znajdował czas? - czytając, co krok pojawia się takie pytanie. Wielka pasja do nauki, literatury, niezwykła życzliwość dla pacjentów, cierpliwość, zapomniana już dziś coraz częściej umiejętność słuchania. Praca naukowa, renomowane światowe uczelnie, najlepsze kliniki na świecie, a jednak wraca, zawsze wraca do Polski. Człowiek o wielkiej klasie, osobowości, erudycji. Ujmująco skromny. W książce są fotografie z prywatnego archiwum rodziny państwa Szczeklików, na jednej z nich profesor w górach, siedzi oparty o ścianę domu, wygrzewa w słońcu twarz. Gór nic nie mogło mu zastąpić. Podobnie jak poezji. „Nie znam nikogo, kto byłby bliższy nieśmiertelności. Wydaje mi się, że on sam w jakiejś mierze w tę nieśmiertelność swoją wierzył. Niepojęta jest tajemnica jego śmierci, z którą nie tylko nie sposób się pogodzić, ale też w którą tak trudno ciągle uwierzyć. Ktoś, kto jak żaden inny lekarz potrafił wysłuchać u swoich pacjentów najsubtelniejsze szmery i zakłócenia rytmu, przed kim ludzkie serce nie miało tajemnic, kto uratował tysiące ludzi  - nie potrafił uratować samego siebie, przegrał pojedynek z własnym sercem (…)” - pisze Jerzy Ilg. Niektórych ludzi nie da się zastąpić. Pozostaje po nich pustka.

„Nie oświadczam się” Wiesław Łuka, Dowody na Istnienie, Warszawa

Po trzydziestu latach dzięki wydawnictwu Dowody na Istnienie możemy przeczytać reportaż Wiesława Łuki o zabójstwie, które przeszło do historii kryminalistyki jako „sprawa połaniecka”. W noc wigilijną  1976 r. dochodzi do krwawego mordu. Ginie kobieta w ciąży, jej brat i mąż. Z powodu kradzieży weselnej wędliny. Wszystko dzieje się na oczach mieszkańców wsi Zarębin. Mordercy krwią z przekłutych palców świadków wymuszali na nich obietnicę milczenia. Każdy całował też krzyżyk różańca. Potem w trakcie procesu świadkowie byli przekupywani pieniędzmi. Łuka przez wiele miesięcy zbierał materiały, z wielką determinacją rozmawiał z ludźmi ze wsi, relacjonował proces.  Potem odwiedził w więzieniu skazanych. Wyjątkowa już dziś sytuacja, kiedy reporter może oddać się tematowi na długie miesiące. Łuka żył tą sprawą. Z wielką dokładnością, oddając nastroje i emocje dokumentował i opisywał bohaterów, miejsca, język jakim mówili tworząc bardzo wiarygodny obraz Polski, wsi tamtych lat. Pokazał też, jak silny był strach, jak rodzi się zło, jak się duplikuje poprzez kłamstwa. Po trzech latach od tej makabrycznej zbrodni w Sądzie w Tarnobrzegu zapadł wyrok. Sprawcy zostali skazani na karę śmierci. „Ten reportaż rozsadza mi czaszkę” - napisał Wojciech Tochman na obwolucie książki.

„Dziennik zimowy. Autobiografia” Paul Auster, Znak, Kraków

Pisze swoje książki tylko długopisem. To dla niego konieczny warunek by „słowa zaczęły płynąć”. W swojej autobiografii Auster ucieka od kreacji, pisze bez wstydu. Przywołuje obrazy dziecka, dorastającego buntownika, niepokornego, niepogodzonego ze sobą poety, intelektualisty, pisarza. Mówi o tym, że ocaliła go miłość. Opisuje wiele doznań, rozkoszy i uciech życia nie stroniąc od bólu i smutku. Z wielkim namysłem dzieli się z czytelnikiem wieloma barwami swoich światów. „Wszyscy pisarze rodzą się z pewną skazą, muszą pisać, krwawią słowami na papier. Pisarz pisze całym sobą, wkłada w to swoją duszę i przychodzi czytelnik, to element konieczny. Dochodzi do tego spotkania i to jest najlepsze w tej układance. Bez odbiorcy nie ma dzieła. Każdy czytelnik jest inny i czyta jakby inną książkę” - mówi pisarz. Niepozorna książka, która czyta się z dużą przyjemnością.

„Siedem dobrych lat” Etgar Keret, W.A.B, Warszawa

Kto lubi Kereta nie zawiedzie się i tym razem. Keretowi można zazdrościć lekkości. „Siedem dobrych lat” to czterdzieści trzy opowiadania rozpięte pomiędzy dwoma krańcowo różnymi, symbolicznymi wydarzeniami w życiu pisarza - narodzinami jego syna i śmiercią jego ojca. Nie ucieka od traumy wojennych przeżyć swoich rodziców, dzięki tak silnemu poczuciu, że rodzina jest najważniejsza z chwilą narodzin swojego syna mobilizuje swoją odpowiedzialność za jego los, stara się bardziej kochać świat, z cierpliwością objaśnia go synowi tak, by dziecko nie przyłapało go na kłamstwie. Staje się lepszym człowiekiem. W żartobliwy sposób dotyka tematów trudnych z dużą subtelnością, empatią. To książka o dojrzewaniu, rodzinie, wojnach, o życiu i małych sprawach zwykłych ludzi. Keret uwodzi metaforami, ciętymi ripostami. Jak zawsze rozbrajająco szczerze dzięki niemu śmiejemy się z samych siebie, nabieramy dystansu.

„Nocne zwierzęta” Patrycja Pustkowiak, W.A.B, Warszawa

Opowieść o kobiecie upadłej, a może wcale nie? Tamara Mortus ma trzydzieści lat. Jej życie to istny ciąg - budzi się po imprezie i od razu zaczyna następną. Choć samej autorce brakowało w polskiej literaturze powieści alkoholowej z kobietą w roli głównej nie można uznać jej książki tylko i wyłącznie jako dramatu młodej uzależnionej kobiety od alkoholu, ostrego seksu i narkotyków. Postać Tamary jest narysowana ostrą kreską, dosadnie. Ma przenosić nas w upiorny, współczesny świat. Tamara go co chwilę z bezlitosną szczerością kompromituje. Jest postacią papierową, niewiarygodną psychologicznie, ziejącą jadem, ale mającą też sporo poczucia humoru. Sama autorka też ucieka w szyderstwo, gra z czytelnikiem, z utrwalonymi fabularnymi schematami. Liczy na efekt, książka ma się podobać. To mocny debiut. „Nocne zwierzęta” były nominowane między innymi do Nagrody Literackiej Nike.

„Zero, zero, zero” Roberto Saviano, Sonia Draga, Katowice

Bez kokainy jesteś nikim. Z kokainą możesz być taki, jaki chcesz. Zero, zero, zero - to oznaczenie najlepszej kokainy, najczystszej. Saviano pokazuje, jak wygląda współczesny rynek kokainy, jaki jest jej szlak. Podąża tą drogą, docierając do ludzi z bardzo różnych środowisk,  mafii, handlarzy, sędziów, policjantów, dziennikarzy, konsumentów. Popyt stworzył żywe przedsiębiorstwo, istnieje ogromna sieć produkcji i sprzedaży. Tej gigantycznej machinie nie straszny jest żaden kryzys, bo pomimo wszystko przynosi ogromne zyski. To najbardziej opłacalna inwestycja na świecie. „Pisanie o kokainie jest jak zażywanie jej. Chcesz coraz więcej wiadomości, coraz więcej informacji, zaś te, które znajdujesz, są soczyste, nie możesz się już bez nich obejść. Jesteś addicted, uzależniony” - pisze Saviano. Autor gromadzi ogromną liczbę faktów, nazwisk, miejsc, ludzkich historii.

„Białe” Ilona Wiśniewska, Czarne, Wołowiec

Pięć lat temu Ilona Wiśniewska wyjechała na Spitsbergen, na dwa tygodnie. Książkę kupiłam w księgarni z przekory. Okładka odstraszała - zimny krajobraz, daleka Północ. Co w tym fascynującego? - pomyślałam. A jednak. Kiedy zaczęłam ją czytać z każdym kolejnym zdaniem robiło mi się ciepło na duszy. Fascynujące portrety ludzi którzy po przejściach, szukając czegoś, czego nie potrafi się do końca nazwać,  decydują się zamieszkać w krainie lodu i mroku. Autorka nie promuje siebie, jak rasowa reportażystka podąża za swoimi bohaterami, słucha ich. I wbrew pozorom ma z nimi wiele wspólnego. W końcu zakochuje się w brodaczu, dziennikarzu z lokalnej gazety w Longyearbyen. Pisze. Książkę, pełna obaw wysyła do Czarnego. Lęki okazują się nieuzasadnione. Swoje trudne chwile w zimnie i niemal wiecznej ciemności opisuje szczerze, ale nie epatuje tym, nie użala się nad sobą. To pochwała odwagi. Lekcja pokory. „Rok kończymy w hytcie w Todalen. Jest minus dwadzieścia pięć stopni, bezwietrznie. Wynosimy na dwór dwa stare fotele, które zapadają się w śniegu po siedzenie. Puchowe kurtki grzeją dość dobrze razem ze starym koniakiem. Przez lekko uchylone drzwi sączy się płyta Leszka Możdżera i Larsa Danielssona, której mróz nie daje się rozlać po całej dolinie. I tak siedzimy w milczeniu. To jedna z tych chwil, kiedy buduje się swoje najlepsze wspomnienia”- pisze autorka.

 Polecam również;

„100/XX. Antologia polskiego reportażu XX wieku” pomysł, układ i komentarz Mariusz Szczygieł, Czarne, Wołowiec

„Księgi Jakubowe” Olga Tokarczuk, Wydawnictwo Literackie, Kraków

 Wschód” Andrzej Stasiuk, Czarne, Wołowiec

 „Mroczny zakątek” Gillian Flynn, Znak, Kraków