Lubił żyć na krawędzi. Kochał wszystko, co ekstremalne
DEMONEM, który go dręczył był alkohol. Potrafił wyjść z domu po piwo na kaca i przepaść na kilka tygodni, ale będąc nawet nieźle „zaprawionym”, nigdy nie rozstawał się z aparatem. Ze swoich eskapad zawsze przywoził mnóstwo zdjęć. Tatianę spotkał w szpitalu. Stała się jego muzą, kochanką, powierniczką tajemnic i lęków. Ich wspólne życie zakończyło się tragicznie. I wtedy na długie lata zapomniano o Vitasie Luckusie - jednym z najlepszych fotografów na świecie.
Tatiana Aldag wyjechała z Wilna 28 lat temu. Zabrała ze sobą dwie sukienki, 50 dolarów i archiwum Vitasa.
„FOTOGRAFUJĘ od 28 lat ale nadal nie wiem, czym jest fotografia. Nie wiem też, czym jest życie. Nie wiem...” - mówił w jednym z wywiadów Vitas Luckus, jeden z najsłynniejszych litewskich fotografów. Żył tak, jak fotografował, fotografował tak, jak żył. W dojmującym sowieckim reżimie, w jego bylejakości i szarzyźnie życie i twórczość Luckusa jawią się niczym kadry z zagranicznego filmu.
Mieszkał z Tatianą i małym lwiątkiem na strychu jednej z wileńskich kamienic. Prowadzili dom otwarty, przewijało się przez niego mnóstwo ludzi, oprócz przyjaciół, fotografów, muzyków, aktorów, wracając do domu, Vitas spontanicznie „zgarniał” z ulicy nowo poznanych ludzi, zupełnie zwykłych i tych, którzy w jakiś sposób go inspirowali. Dziki kot podczas imprez rozpieszczany przez wszystkich zasypiał dopiero nad ranem, zazwyczaj w objęciach Vitasa. Na zachowanych negatywach widać, że był pełnoprawnym domownikiem. Fotograf lubił utrwalać te chwile, kiedy Tatiana się z nim bawiła, kiedy zmęczony tarmoszeniem, tulił się do jej ciała jak dziecko.
DO SĄDU Vitas i Tatiana chodzili co miesiąc. Bez przerwy próbowali się rozwieść, ale na przemian albo on, albo ona nie przychodzili na rozprawy. Kłócili się i namiętnie godzili. Nie mogli bez siebie żyć. Jedno nie istniało bez drugiego. Vitas odkrył i wykreował Tatianę. Stała się jego muzą, kochanką, przyjaciółką, powierniczką tajemnic i lęków.
Zobaczył ją w szpitalu, szła korytarzem razem z innymi pielęgniarkami. Osiemnastoletnia, piękna, niezwykle zmysłowa, kobieca a przy tym subtelna, dziewczęca. Luckus zakochał się momentalnie, od pierwszego naciśnięcia spustu pokochała ją też jego Leica. Uwielbiał fotografować jej twarz, nagie ciało. Robił też ich wspólne portrety - obyczajowe, intymne, czasem inscenizowane, a czasem robione znienacka, jakby „kradzione” w czasie szczęśliwych chwil.
„ŁĄCZYŁA ICH wszechogarniająca namiętność” – opowiada w filmie „Mistrz i Tatiana” Svietlana Arutynova, w filmie niezwykle pięknym, bo tkanym głównie z fotografii artysty, przywracając tym samym pamięć o nim, dając mu drugi życie. Z każdym opowiadanym ujęciem – obrazem dokumentu Giedre Žickyte coraz bardziej rozumiemy jakim Vitas Luckus był nadwrażliwcem, jak bardzo pomagało mu to w pracy, i jak niszczyło jego życie.
Fotografie, które oglądamy w filmie są niesamowite, nie zestarzały się ani trochę. Luckus, jak mówił jego asystent, potrafił „czytać ludzi”, zbliżać się, nie niszcząc ich aury. Był szczery, ekscentryczny, nie przejmował się tym, co myślą o nim inni. Przez wiele lat, choć wszyscy wiedzieli, że jest piekielnie utalentowany, nie miał indywidualnych wystaw. Partyjni aparatczycy i cenzorzy bali się takich jak on. Przyjaźnił się Antanasem Sutkusem, fotografem, który pod koniec lat 60. został szefem Litewskiego Towarzystwa Fotograficznego. Stał się wtedy dla Vitasa „Bogiem i diabłem w jednej osobie”. Dzięki starej przyjaźni ze Sutkusem miał okazję zaskarbić sobie przychylność decydentów, ale nigdy nie lubił chodzić na skróty, nie został konformistą, który „jedno myśli, drugie mówi, a trzecie robi”. Życie w duchowej schizofrenii było mu zupełnie obce. Pozostał wierny sobie.
POMIMO NIECHĘCI władz, to właśnie on dostawał w latach 70. zlecenia na zdjęcia reklamowe litewskich domów towarowych, robił pierwsze modowe sesje z modelkami. Nikt z jego przyjaciół, innych uznanych w tamtych latach fotografów nie potrafi odpowiedzieć na pytania: czy coś się za tym kryło? czy był to tylko zwykły paradoks? Wszystkie zarobione pieniądze z tych niezwykle lukratywnych kontraktów Luckus potrafił wydać na jeden oryginalny i wyjątkowy prezent dla Tatiany. Nie dbał o to, co będzie jutro.
Demonem, który go dręczył był alkohol. Potrafił wyjść z domu po piwo na kaca i przepaść na kilka tygodni. Ale będąc nawet nieźle „zaprawionym”, nigdy nie rozstawał się z aparatem. Ze swoich eskapad zawsze przywoził mnóstwo zdjęć. Trafiał w najdziwniejsze miejsca, przed jego obiektywem przewijało się bardzo dużo przeróżnych osób. Zatracał poczucie czasu, rzeczywistości, poddawał się biegowi zdarzeń. Ufny i rozbrajająco szczery z każdej opresji wychodził cało. W filmie jeden z jego bliskich przyjaciół opowiada anegdotę, że udobruchani przez niego kryminaliści nie „spuścili mu łomotu”, tylko zabrali ze sobą. Dwa tygodnie z nimi jeździł, pił, bawił się i robił im zdjęcia. Kochał wszystko, co ekstremalne, lubił żyć na krawędzi.
KIEDY PRZYKŁADAŁ OKO do aparatu kierował nim niemal zwierzęcy instynkt, miał niezwykłe poczucie estetyki, doskonałą intuicję. Zachłanny na życie, pełen energii, spał zaledwie po kilka godzin. Do domu wracał wyczerpany. Kłótnie i awantury odreagowywał na stromym dachu, po którym chodził nie zważając na to, że jest tam niebezpiecznie. Zapłakana Tatiana czekała na niego w łóżku. Zła i pełna obaw, że jego limit szczęścia tam na górze może się w końcu wyczerpać.
W rozmowach z przyjaciółmi wracała do niego „cicha i głęboka myśl o odebraniu sobie życia”. Kochał skrajności, ze szczytów szczęścia spadał na dno bezgranicznego smutku. Okresy intensywnej pracy, alkoholowe ciągi, spokojne dni w domu przeplatane były niespodziewanymi wizytami agentów KGB. Szantaże, przesłuchania, rewizje - różnymi metodami próbowali go nakłonić do współpracy.
LUCKUS PRÓBOWAŁ SIĘ ZMIENIĆ, podobnie jak Tatiana bardzo pragnął dziecka. Kiedy po 28 latach widzimy ją w Maryland, jak w swoim domu przegląda fotografie z ocalonego archiwum męża, na jej twarzy rysuje się wiele uczuć: radość, smutek, melancholia, podziw, a może nawet tli się w niej jeszcze miłość do niego? W rozmowach z reżyserką jest oszczędna, czasem milczy, wiele razy z szacunku do Luckusa i do siebie czegoś nie dopowiada, nie wyjaśnia.
„Całe nasze życie uleciało przez to okno” – mówi w pewnym momencie. Przez wiele lat nie mogła się z tym pogodzić. Ostatni zapamiętany obraz – widzi pijanego Vitasa zamykającego przed nią drzwi. Coś jeszcze do niej próbuje mówić, coś o tym, że nie może ją „tym” obciążyć, ona dopytuje go co się stało, jest głośno, trwa przyjęcie. Dopada ją lęk, który zna już tak dobrze. Prosi go, błaga, by otworzył. Kilka minut później ktoś krzyczy. W śniegu, we krwi leży martwy człowiek. Tatiana zbiega na dół, są z nią inni. Pada w jego ramiona, rozpacza.
W MIESZKANIU VITASA I TATIANY milicja znalazła tej nocy jeszcze jedno ciało. Do dziś krążą legendy o tym, że był to prawdopodobnie, ktoś kto współpracował z KGB. Dlaczego Luckus zadał temu mężczyźnie śmiertelny cios nożem? Czy powodował nim gniew? Jakaś uraza? Czy stracił kontrolę przez alkohol?
Rok temu Tatiana Aldag przyleciała na Litwę. Stanęła pod oknami swojej kamienicy. Weszła z ekipą na górę, była już blisko, pod drzwiami tego mieszkania. Zawahała się, ale dotknęła dzwonka. I natychmiast tego pożałowała. „Wystarczy już” – powiedziała do kamery i, nie czekając, szybko zaczęła schodzić w dół.
***
Vitas Luckus (1943 - 1987)
Po śmierci Luckusa, jego awangardowa twórczość została całkowicie wymazana z historii radzieckiej, a potem także litewskiej fotografii.
Rok temu jedno z wydawnictw opublikowało biografię Vitasa Luckusa, a do kin trafił film dokumentalny „Mistrz i Tatiana” reż. Giedre Žickyte. Polscy widzowie po raz pierwszy mogli go obejrzeć w czasie Krakowskiego Festiwalu Filmowego.